Oazowy Bal Karnawałowy

Oazowy Bal Karnawałowy

 

O pierwszym oazowym balu karnawałowym dowiedzieliśmy się w Sylwestra. Rozgrzani już do czerwoności świetną zabawą na oazowym balu Sylwestrowym w pałacyku w Rościnnie nie zastanawialiśmy się długo i od razu zapisaliśmy się. Najbardziej ciekawi byliśmy profesjonalnych wodzirejów, bo to była dla nas nowość. Impreza zaczęła się dość nietypowo – od sobotniej mszy w Kościele na Starołęce. Fakt, że na zwykłej mszy parafialnej pojawiło się spore grono elegancko ubranych mężczyzn i pięknych kobiet w balowych sukniach, wprawił w zadziwienie niektórych parafian. Na szczęście, na sam koniec mszy ksiądz rozwiązał zagadkę witając licznie zgromadzone małżeństwa.

Bal odbywał się w Szkole Podstawowej na Starołęce. Już po kilku minutach od wejścia do sali okazało się, że niektóre osoby znamy z innych rekolekcji lub spotkań oazowych.

 

Cała impreza została otwarta oficjalnie najpierw zapaleniem świecy i modlitwą do Ducha Świętego, a potem naszym narodowym tańcem, czyli Polonezem. Wierzcie mi, że tak „wypasionej” wersji jeszcze nigdy nie tańczyliśmy, ba… nawet nie widzieliśmy. Przechodzenie korowodu pod lasem rąk to była pestka w porównaniu do „ślimaka”, który sam się rozplątał i zakończył ten niesamowity taniec. A żeby było ciekawiej nikt nam nie tłumaczył ,jak to tańczyć, po prostu włączono muzykę, a wodzireje poprowadzili pary w tańcu. Po takim tańcu jeszcze lekko oszołomieni nie mogliśmy się już doczekać dalszych zabaw. I rzeczywiście, wodzireje stanęli na wysokości zadania. Z około 60 par uczestniczących w imprezie nie siedział przy stole prawie nikt. Wszyscy chętnie stawali na środku sali, aby po raz kolejny wziąć udział w zabawie integracyjnej. Zabawy pozwoliły nam otworzyć się na innych i część osób poznać po imieniu oraz zamienić z nimi kilka słów (na przykład zabawa w udawanie, że się danej osoby nie widziało 50 lat). Dzięki temu nie zamykaliśmy się w gronie ludzi, których znamy i z którymi przyszliśmy na zabawę. Tym, którzy nie znają zabaw integracyjnych powiem tylko tyle: żałujcie że nie widzieliście 120 dorosłych osób tańczących jednocześnie przedziwne figury prosto z tańca arabskiego czy udających kaczuszki (nie, nie.. to nie słynne „kaczuchy” – nasza wersja była po prostu mega niesamowita). Dla osób stojących z boku widok naszych powyginanych ciał przyprawiłby na pewno o ból brzucha z powodu śmiechu, a i nam było aż nad wyraz wesoło.

 

Nad całością oprawy muzycznej sprawowała opiekę Dj-ka. Umiejętnie dobrane kawałki sprawiły, że po 20 minutach pląsów na sali pary siadały totalnie wypompowane. A i tu nie było czasu na odpoczynek, bo po 5-10 minutach „zaganiano” nas do kolejnych zabaw. Nikt jednak się nie burzył, bo sami na tak wesołej imprezie jeszcze nie byliśmy. Dodam tylko, że oczywiście z racji charyzmatu Ruchu Światło – Życie bal karnawałowy był imprezą bezalkoholową i zupełnie nikomu to nie przeszkadzało, a wręcz pomagało nam skupić się bardziej na zabawie.

 

O 21 wodzireje zapowiedzieli gościa specjalnego. Już wcześniej wielki napis w tle ” Mam talent” sugerował, że być może będzie jakieś karaoke, ale tego nikt się chyba nie spodziewał. Na salę wszedł na biało ubrany wysoki i postawny mężczyzna. Nie wiem jak inni, ale my z początku go nie poznaliśmy i dopiero przybliżenie sylwetki przez wodzirejów uświadomiło nam, że to nikt inny jak ksiądz Robert Klemens – moderator diecezjalny Domowego Kościoła. Kto księdza Roberta nie zna, niech żałuje, bo nie dosyć, że ma naprawdę piękny głos, to jeszcze jest świetnym showmanem i na scenie czuje się, jak przysłowiowa ryba w wodzie. Jego wykonanie kilku piosenek z repertuaru Bajora tak wszystkim przypadło do gustu, że na koniec ksiądz Robert dostał olbrzymie oklaski, którym nie było końca. Sam koniec występu był dla nas totalnym zaskoczeniem, bo nasz kochany moderator zaproponował nauczenie nas kolędy p. Ireny Jarockiej pt. „Samotnie kolędować źle”. Nic by w tym dziwnego nie było, gdyby nie to, że po 10 min cała sala już śpiewała dopowiedzenia do kolędy, mimo,że nikt jej wcześniej nie słyszał w wersji oryginalnej. No i tu wyszedł kunszt warsztatu księdza Roberta, bo wszyscy tak się rozruszali, że nie było końca śpiewom.

 

Po występie był znowu czas na tańce i różne zabawy. Małżeństwa rywalizowały o 3 bony 50 zł na letnie rekolekcje w zabawie zwanej potocznie „Czekolada”. To przebój każdych rekolekcji i chyba nie można się tą zabawą znudzić, bo ileż przy tym zabawy i śmiechu, jak ktoś ubrany w kapelusz, szal, rękawice kuchenne próbuje jeść czekoladę nożem i widelcem? Zabawa gwarantowana, a mężowie tak wzięli sobie do serca honor swojej rodziny, że z niesamowitym poświęceniem walczyli o zjedzenie każdej następnej kosteczki, mimo że 10 min wcześniej był ciepły posiłek, więc brzuszki były pełne.

 

Dzięki inwencji naszych wodzirejów tradycyjna zabawa w wężyka w takt piosenki „Jedzie pociąg z daleka” stała się podstawą do nauki tańców integracyjnych z Afryki, Ameryki czy innych krańców świata. Niesamowite było to, jak szybko ludzie się zintegrowali i chętnie włączali się w niekonwencjonalne zabawy. Nie było czasu na dłuższe rozmowy, na jedzenie czy słodkie „co nieco”, bo wodzireje ciągle zachęcali wszystkich do tańca bądź innych aktywności ruchowych.

 

Tradycją każdego balu jest wybór króla i królowej tańca. Rozgrywka była zacięta, a jury wcale nas nie oszczędzało, bo im dalej w zabawie, tym coraz szybsze rytmy były puszczane. Końcowy rock’n’roll nie był jednak w stanie wykończyć kilku najlepszych par i została wyłoniona para królewska. Myślicie pewnie, że od tego momentu mieli królewskie życie? Oj, nie, nie… od razu musieli wsiąść do karety zaprzęgniętej w 4 konie i prowadzonej przez woźnicę. Po takiej zabawie nasza para musiała lekko wytchnąć, a ci, którzy przyglądali się zabawie, musieli również odpocząć, bo tak się uśmiali w czasie zabawy.

 

Zabawa miała się oficjalnie skończyć ok. 3 w nocy, ale po takiej intensywnej zabawie i braku odpoczynku większości z nas nogi odmówiły posłuszeństwa już godzinę wcześniej. Modlitwą dziękczynną zakończyliśmy niesamowity bal. Mamy nadzieję, że takie spotkania staną się tradycją w naszym Ruchu i co karnawał będziemy mieli możliwość w nim uczestniczenia.

 

Następnego dnia wstaliśmy obudzeni przez telefon od zaniepokojonych przyjaciół czekających na odbiór naszego syna. Zmęczenie fizyczne dało nam się we znaki i oczywiście nie obudziliśmy się na czas. Podsumowując – tak zmęczeni i tak „wybawieni” nie byliśmy nawet po najlepszych weselach, a dzięki fantastycznym Prowadzącym i świetnej muzyce czas niestety za szybko nam upłynął. Czekamy na więcej!

 

Ania i Maciej Najder