Tak było na początku…

Zbliża się trzydziestolecie istnienia Ruchu Światło-Życie w Archidiecezji Poznańskiej. Pomyślałem sobie, że dobrze będzie, jeśli członkowie tej wspólnoty poznają początki i trudności, które Ruch musiał przezwyciężać, stawiając pierwsze kroki na naszej ziemi.

W roku 1964 rozpocząłem studia specjalistyczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Poznałem wówczas ks. Franciszka Blachnickiego, który co dopiero obronił pracę doktorską. Zaangażowany został jako asystent, a potem adiunkt przy Katedrze Teologii Pastoralnej ze specjalnością katechetyczną. W krótkim czasie zorganizował Zakład Katechetyki i podjął ćwiczenia i wykłady z tej dziedziny. Dowiedzieliśmy się, że posiada w Krościenku dom formacyjny i zespół pań współpracowniczek, i że odbywają się tam „Oazy Niepokalanej” dla dziewcząt. Korzystając z zaproszenia, zapoznałem się z Krościenkiem i Dziełem Oazy, które zaczęło się niesłychanie prędko rozwijać. Budziło tym samym zainteresowanie wśród księży diecezjalnych i zakonnych. Była to wówczas jedyna i konkretna forma pracy z młodzieżą. Już wkrótce w naszej Archidiecezji grono kapłanów zaczęło się interesować Ruchem. Do czołówki należeli: ks. Stanisław Hartlieb, ks. Stefan Patryas, ks. Jerzy Adamczak, i piszący te słowa. Wysyłaliśmy młodzież na oazy do Krościenka. Coraz więcej księży zaczęło interesować się tą formą pracy.

Jednak wielu biskupów odnosiło się z dużą rezerwą do tego dzieła. Nasz ks. Arcybiskup Antoni Baraniak, wielki przyjaciel dzieci i młodzieży, wykazywał z początku pewną powściągliwość. Gdy jednak zaproszony przyszedł na dzień wspólnoty, który odbywał się w Seminarium, zobaczył młodzież pięknie przeżywającą liturgię, a potem przeprowadzającą w grupach Ewangeliczną Rewizję Życia. Od tego czasu nie miał już najmniejszej wątpliwości, że jest to Dzieło Boże, i stał się wielkim protektorem Ruchu. Ustanowił mnie, wówczas ojca duchownego ASD, Diecezjalnym Moderatorem i związał Ruch z Wydziałem Duszpasterskim Kurii Arcybiskupiej, któremu przewodniczył ks. Bp. Tadeusz Etter.

Rozwijający się Ruch, pociągający w skali ogólnopolskiej dziesiątki tysięcy młodzieży, musiał zaniepokoić totalitarny system i władze Polski Ludowej. Przystąpiono do ataku. W prasie niesłychane artykuły, oszczerstwa, nękanie młodzieży przesłuchaniami na SB, dyskwalifikowanie księży zaangażowanych w Ruch, zwłaszcza oszczerstwami rozpowszechnianymi w terenie. Nakładano także wysokie kary pieniężne na gospodarzy, którzy przyjmowali do swych domów uczestników oaz. W stosunku do ks. Blachnickiego organizowano kilka razy zamach na życie. W środkach nie przebierano!

W tym klimacie postanowiliśmy zorganizować w Archidiecezji Oazy I stopnia dla dziewcząt i chłopców. Był rok 1972. Na miejsce oaz wybrano następujące parafie: Rogalinek dla dziewcząt i Dębno nad Wartą oraz Przedborów i Piłka dla chłopców. Już w dniu przyjazdu młodzieży zaczęły się najazdy władz, które uważały, że są to nielegalne kolonie, a w wypadku Dębna, nielegalne zgromadzenie. Wzywano do natychmiastowego rozwiązania oazy. Bezkompromisowa postawa miejscowych księży proboszczów i moderatorów odpierała zarzuty i nie przyjmowała do wiadomości nakazów. Jednakże rozwiązano brutalnie oazę w Piłce, wywożąc dzieci furgonami.

Do Dębna prawie codziennie przyjeżdżały różne komisje z Inspektoratu Oświaty, Urzędu Spraw Wewnętrznych, SB, Sanepidu. Wobec oporu miejscowego Proboszcza i niżej podpisanego jako moderatora oazy, wręczono wezwanie na tzw. Kolegium Orzekające w Jarocinie, które wydało najwyższy wymiar kary 5000 zł. Proboszczem był ks. Edmund Szymański, który zrobił dużo, żeby całą rozprawę zamienić w farsę. Kolegium nakazało natychmiast rozwiązać oazę, co też uczyniliśmy. Powodem nie był jednak ów nakaz, ale fakt, że jeden z chłopców zachorował na żółtaczkę zakaźną, która wówczas była w Polsce epidemią wśród dzieci. Ks. biskup Tadeusz Etter polecił z tego powodu oazę rozwiązać, by nie narażać pozostałej młodzieży na chorobę. Piękna była postawa chłopców. Chcieli skończyć I stopień, dlatego w ciągu roku przyjeżdżali do Dębna w każdą I niedzielę miesiąca i realizowaliśmy kolejne dni rekolekcji. Ponadto napisali protest do Sejmu na ręce jedynego posła katolickiego – p. Prof. Stommy. Tenże Pan zaprosił mnie i ks. Prob. Szymańskiego do Sejmu, aby zebrać jak najwięcej danych i przyrzekł interwencję w Ministerstwie. Oczywiście to nie pomogło. Kuria Metropolitarna protestowała u odpowiednich czynników i otrzymywała w odpowiedzi jedno aroganckie zdanie: „Władze miejscowe postąpiły zgodnie z obowiązującymi przepisami.”

Postanowiliśmy oczywiście kary nie płacić w rezultacie czego przybył do Dębna komornik by zabrać przedmioty równowartości kary. Ks. Prob. Szymański znany wówczas z dużego poczucia humoru z największą powagą powiedział, że jego przyjaciel, ksiądz z Ameryki, dowiedziawszy się o karze postanowił przysłać na ten cel dolary. Pytał więc komornika czy przyjmie wpłatę w dolarach, zaznaczając, że ów ksiądz nagłośni sprawę Dębna w USA, by zebrać odpowiedni fundusz. W tym celu prosi o przesłanie pełnej dokumentacji co, jak zaznaczył ks. Szymański, już zostało uczynione. „Będzie głośno o tym w Ameryce, będzie mówił Londyn, Głos Ameryki, Wolna Europa i wszystkie stacje lokalne. Nie przysporzy to chwały Polsce Ludowej!” Komornik poszedł z tą wiadomością do partii. Zwołano nocne zebranie. Wiedzieli, że również władze w Warszawie dadzą im po nosie za tak niefortunne działanie. Był to przecież czas zdobywania Polonii Amerykańskiej, zapraszano rodaków do kraju, by obejrzeli dokonania Polski Ludowej, proszono o wsparcie dolarowe, zapewniano o pełnej wolności i tolerancji w stosunku do Kościoła. Aż tu nagle w jakimś Dębnie narobiono tyle wrzawy. Jarocin zadrżał. Nastąpiła cisza, potem była likwidacja powiatów i sprawę przekazano do gminy Nowe Miasto n. Wartą. Wezwano ks. Szymańskiego i pytano co to jest, jak to trzeba załatwić. Ks. Szymański poprosił o pismo i kiedy dostał je do ręki podarł na oczach urzędniczki i wrzucił do kosza. Tak się skończyła sprawa „nielegalnej” oazy w Dębnie.

Tymczasem młodzież pełna entuzjazmu wracała z oaz, zachęcała kolegów i koleżanki do wstępowania w szeregi Ruchu. W następnych latach znowu organizowaliśmy oazy I stopnia a na wyższe stopnie oraz oazy specjalistyczne wysyłaliśmy do Krościenka. Ruch stał się popularny. Młodzież żyła zwłaszcza odnowioną liturgią soborową. Proboszczowie nie zawsze byli z tego zadowoleni. Padały też oskarżenia o protestantyzację, gdyż młodzież rozczytana była w Piśmie św. Oskarżenie przybrało przykrą postać. Osobę założyciela – ks. Blachnickiego oraz materiały poddano weryfikacji. Na szczęście przeprowadził ją ks. Biskup Miziołek – człowiek niezwykłej mądrości, ekumenista. Wydał werdykt, że należałoby sobie życzyć, aby ekumenizm szedł zawsze taką drogą, jaką proponuje ks. Blachnicki. W roku 1977 umiera ks. Arcybiskup Antoni Baraniak. Jego następca ks. Arcybiskup Jerzy Stroba zachował duży dystans do Ruchu, co mocno kontrastowało z postawą Poprzednika. Był to czas doświadczenia i oczyszczenia, przez które musi przejść każde dobre dzieło.

W Archidiecezji powstaje wielki Ośrodek w Konarzewie. Tworzy go, nie waham się użyć tego słowa, heroizm ks. Proboszcza Stanisława Hartlieba. Z zabudowań gospodarczych starych obór i szop plebańskich tworzy budynki przystosowane do przyjęcia około 200 osób. Nękany przez władze, realizuje z niezwykłą determinacją swój plan. Przyjmuje w czasie wakacji młodzież na II stopień a potem ośrodek działa już przez cały rok. Ta buńczuczna, arogancka i wroga Kościołowi władza staje bezradna wobec bohaterskiego Księdza, znanego w całej Polsce promotora odnowy Soborowej w zakresie liturgii.

Młodzież, która przeszła przez wszystkie stopnie oazy wzrastała duchowo, dojrzewała w wierze. W Oazach dojrzewały powołania kapłańskie, zakonne, misyjne, zaś w życiu świeckim rosły szeregi świadomego laikatu. Do Seminariów i Zakonów wstępowało dużo kandydatów wychowanych w Ruchu. Wielu uczestników rekolekcji wchodząc w dorosłe życie nie zrywało z Ruchem. Tak powstały „Oazy Rodzin”, „Oazy alumnów”, „Oazy kapłanów”. Nic dziwnego, że totalitaryzm komunistyczny przepuścił na Oazy niesłychany atak. Prasa, radio, telewizja pełne były intektyw, oszczerstw. Oazy nazywano „czerwonymi brygadami” (były to słynne, zwłaszcza w RFN i Italii ugrupowania terrorystyczne), nielegalnymi koloniami deprawującymi młodzież itd. Nakładano wysokie kary pieniężne na gospodarzy, którzy do swoich domów przyjmowali grupy oazowe, szczególnie na Podhalu. Puszczano w obieg ohydne oszczerstwa w stosunku do kapłanów moderatorów i wybitniejszych osób świeckich. Wzywano do UB, gdzie nękano całymi godzinami, nasyłano wtyczki, prowokatorów i natrętów. Młodzież wzywano do dyrektora szkoły, obniżano oceny z zachowania, grożono wydaleniem ze szkoły.

Chciałbym tu wspomnieć bohaterskiego chłopca Wojciecha, dziś już przykładnego męża i ojca dorastających dzieci, wówczas 17 letniego młodzieńca. Nękano go przez kilkanaście miesięcy. W szkole, na ulicy, w pociągu zjawiał się nagle SB-ek „anioł stróż” i szantażował, prowokował i straszył. Gdy zobaczył, że chłopak jest mocny, nie daje się zbić z tropu, zaczął go namawiać, by wstąpił do UB i oczywiście obiecał „złote góry”. Temu chłopcu m.in. esbek pokazał około 200 zdjęć ze słowami: „Oto co pan zrobił po naszym ostatnim spotkaniu.” Wojtek spojrzał na 3 zdjęcia i z pogardą odsunął plik, mówiąc: „Dziękuję moje życie znam z autopsji”.
Innym razem sbek: „Panie Wojtku, wiem, że, uwielbia pan samochody. Następnym razem przyjadę nowym „Mercedesem”, poprowadzi pan wspaniały wóz, pojedziemy na długą przejażdżkę.
Wojtek odpowiedział: „Gdybym to zrobił i ludzie by mnie zobaczyli nie miałbym się co pokazywać na Górczynie (w tej dzielnicy Wojtek mieszkał). Ludzie obrzucaliby mnie kamieniami, że zadaję się z ubekami.”
Na to Esbek: „To pan mówi, że ludzie o nas tak źle myślą?”
Wojtek: „Co ludzie o was myślą przekonaliście się w 1956 roku w Poznaniu.”
Takich dzielnych Wojtków było wielu. Ze środowisk oazowych wyszło sporo biskupów, którzy wówczas byli młodymi księżmi czy wręcz klerykami. I tak rósł Boży Kościół w Polsce. Budowała go młodzież rozkochana w liturgii i w życiu wspólnotowym, wpatrzona w przewodnika – ks. Franciszka Blachnickiego, dziś już Sługę Bożego. Pan zaś przygotował Polsce wielkie święto. Wielki Przyjaciel Ruchu – Ksiądz Kardynał Karol Wojtyła zostaje Papieżem.

ks. Jan Stanisławski